Wskoczyłem na tor w miejsce docelowe dzisiejszego przejazdu... W ciszę niedzielnego poranka, zmąconą jedynie szmerem traw targanych wiatrem, czy odgłosem świerszczy, wdarły się jakieś nowe, nie słyszane tu od dawien dawna dźwięki. W torowisku coś zaczęło brzęczeć, grać. Szyny na nowo budziły się po latach do życia, otrząsając się z wiecznej, zdawać by się mogło niedawno jeszcze, śpiączki. Drżąco oczekując na to co miało niebawem nastąpić. Metaliczne odgłosy, zgrzyty nasilały się coraz to bardziej zbliżając się i zbliżając nieustannie... gdy na horyzoncie ukazała się sylwetka ciężkiej lokomotywy, a do głosów dołączył gang równo pracującego silnika, harmonizującego z pozostałymi dźwiękami.