Ani obejrzeliśmy się, a byliśmy z powrotem w Umianowicach. Wjechaliśmy tym razem na tor biegnący w lewo w kierunku na Bogorię. Można było się spokojnie rozglądnąć po okolicy. Otóż moje wrażenie co do atrakcyjności tego miejsca potwierdziło się w dwójnasób. Na środku całego terenu stał dumnie maszt, na którym łomotała polska flaga. Wzbudzało to nieodparte wrażenie znajdowania się na wyjątkowym terenie stanowiącym jakby placówkę, ostoję polskości niczym jakaś stacja polarna choć z całym tym otoczeniem znowu wzbudzała westernowe skojarzenia zagubionej stacyjki na prerii. Tuż obok w środku trójkąta znajdowało się wymiarowe raczej boisko razem z bramkami co prawda wymagające koszenia, ale myślę że do teraz kiedy to piszę już nie raz było użyte. Po prawej stronie jadąc od Pińczowa znajduje się sporych rozmiarów stadnina konna, w której myślę że ewentualna jazda konna byłaby jak najbardziej do dogadania. Następnie smakowita woń skierowała mą uwagę w kierunku zadaszonego paleniska, przy którym panował spory ruch i mimo jego pokaźnych rozmiarów brakowało dokoła miejsca troszkę dla smakoszy browarku łączonego z pieczoną kiełbaską tudzież szaszłyczkami, które ze smakiem konsumowano na stojących obok stołach... z rozstawionych głośników płynęła radosna melodia. Poza tym dawała o sobie znać również inna opcja a mianowicie zadaszone miejsce dla orkiestry i sporych rozmiarów "sala balowa" również zadaszona, kto chciał mógł tańczyć na deskach, kto chciał na trawie. Jednak po kiełbaskach popularność zyskała trawa tyle że jako miejsce do opalania i zawiązywania sadełka... W głębi tego wszystkiego stoi sobie właściwy budynek stacji na którym to widnieje tabliczka informująca iż jest to obiekt zabytkowy. Po napełnieniu brzuszka można było się wyłożyć, nie brakowało ani słońca ani cienia. Słowem czysta sielanka dla każdego coś miłego, wypoczynek i lenistwo na 100%. Można było też się udać do sąsiadujących Umianowic na spacerek polną drogą, jako że asfaltu w okolicy się nie uświadczy raczej i dobrze bo raczej psułoby to ogólny nastrój. Przy okazji stanowi to dodatkową atrakcję dla miłośników turystyki rowerowej, których kilku nam ubyło zwalniając nieco miejsca na naszym pomście :). Udaliśmy się jednak zobaczyć na stan torów prowadzących do Bogorii. Są one w znacznym stopniu zarośnięte uniemożliwiając poruszanie się samym wałem. Jednak spacer obok miał też sporo plusów chociażby w postaci rosnących tam jabłek, które były dość orzeźwiające, jednak po jakimś czasie zarośla uniemożliwiły nam dalszą drogę i należało się wrócić. Akurat trafiliśmy na obracanie lokomotywy, którą odpięto od składu, który ominęła drugim torem cofając się w kierunku Pińczowa, następnie ruszyła dalej do przodu na Jędrzejów i znów cofnęła w kierunku Bogorii wjeżdżając troszkę w ów zarośnięty tor, by następnie znów podjechać i sczepić się ze składem tym razem już jednak z reklamą sponsora powiewającą z przodu. Po jakimś czasie ruszyliśmy dalej najpierw cofając do Pińczowa by potem móc skręcić w lewo na Jędrzejów. Trasa powrotna jak zawsze przeleciała znacznie szybciej, zwłaszcza że zeszła na rozmowach z naszym kierownikiem pociągu, który to się podzielił z nami swymi spostrzeżeniami, przeżyciami i ... nadziejami. Pociąg jechał całkiem niczego sobie szybko, stan szyn okazał się całkiem dobry. Stworzyła się bardzo swojska atmosfera, pełna humoru i opowieści, którą niestety przerwał szlaban na E77. Ale tym razem było z górki... problem zaś zaczął się w parku, kiedy pociąg zatrzymał się na zakręcie przed ostatnim przejazdem. Nie dość że zakręt to było jeszcze pod górkę i nie pomogło cofanie, sypanie pisakiem, pociąg jak nie chciał ruszyć tak nie ruszał i do tego jeszcze doszło pewnie zdenerwowanie z powodu zatrzymania ruchu na drodze. Jednak obeszło się bez pchania, bo gdy spora część pasażerów wysiadła pociąg wreszcie ruszył i szczęśliwie wtoczył się z powrotem na stację w Jędrzejowie. Zaś my pełni niezapomnianych przeżyć i wrażeń udaliśmy się w drogę powrotną do Krakowa szlakiem dawnej kolei wąskotorowej z Działoszyc przez Kazimierzę Wielką, Proszowice do Kocmyrzowa po której zostało już tylko wspomnienie i resztki zaasfaltowanych torów oraz budowle ziemne, które mam zamiar opisać w miarę możliwości. Oraz dalej normalnym torem do Krakowa, przechodząc potem obok zapomnianej, a równie malowniczej stacyjki Kraków-Dąbie. Zdaję sobie sprawę, że tym opisem nie oddałem wiele z walorów i uroku trasy Jędrzejów - Pińczów i obsługującej jej Ciuchci Express Ponidzie, mogło się w nim pojawić też sporo nieścisłości, gdyż pisze to po około pół roku, mam zamiar je skorygować, a temat rozwinąć, dlatego też liczę na pomoc ze strony osób lepiej ode mnie znających temat. Jednak będę szczęśliwy jeśli tym co tu zawarłem będę w stanie w jakiś sposób przekonać kogoś do przeżycia tego co ja i zobaczenia na własne oczy - bo naprawdę jest warto! Warto też będzie uruchomić przepiękny leśny odcinek do piastowskiej Wiślicy, ale to melodia przyszłości - przyszłości, która zależy również od Ciebie drogi czytelniku tego co tu napisałem - Dziekuję Ci za poświęcenie swej uwagi, Pozdrawiam

Maciek

PS. Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się tu nieco więcej tylko cienko z czasem ostatnio dlatego liczę również na Was. Mój Emil: koleje@z.pl